wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 4

 Liam szedł właśnie główną ulicą Londynu na spotkanie z Danielle. Cieszył się jak małe dziecko, ponieważ nie widział ukochanej od kilku tygodni.
 Zanim udał się na wyznaczone miejsce, wszedł do kwiaciarni. Zamknął za sobą drzwi, gdy zabrzęczał dzwonek, informujący sprzedawce o nowym kliencie. Automatycznie za ladą znalazła się wysoka blondynka z miłym uśmiechem na twarzy.
-Dzień dobry. Pomóc w wyborze ? - zapytała uprzejmym głosem, ale w tym samym momencie zabrzęczał dzwonek jej komórki. Skrzywiła się lekko lecz najwyraźniej nie miała zamiaru podnieść słuchawki.
-Niech Pani odbierze. Zaczekam. - zapewnił dziewczynę Liam, posyłając ciepły uśmiech, a ta lekko zmieszana, wyciągnęła komórkę z kieszeni.
-Przepraszam bardzo. Słucham ? - zapytała przykładając telefon do ucha. Liam zaczął oglądać różnokolorowe bukiety kwiatów. - Jestem jeszcze w pracy Maddy. - znów to imię. Blondyn od razu zobaczył przed oczami twarz brunetki. Poczuł, że chciałby ją zobaczyć ponownie. Miała w sobie coś, że w brzuchu chłopaka działy się dziwne rzeczy. Przeniósł na chwilkę wzrok na blondynkę. Nie była w ogóle podobna do dziewczyny, którą spotkał wcześniejszego dnia. Wiele dziewczyn może mieć tak samo na imię. Zwykłe zbieg okoliczności. - To przyjdź, bo ja zaraz kończę. Pa. - rozłączyła się i z ciepłym uśmiechem, zwróciła swój wzrok na chłopaka. - Pomóc w wyborze ?
-Interesowałby mnie bukiet różowych róż. - powiedział, wyszukując takiego gdzieś w pobliżu. Dziewczyna nachyliła się nad kwiatami po drugiej stronie i z wazonu wyciągnęła bukiet.
-Może być ?
-Idealny. - odparł chłopak posyłając jej uśmiech. Odebrał od niej kwiaty i powąchał. Tak, dokładnie tę woń uwielbiała jego dziewczyna. Zdecydowanie. Zapłacił dziewczynie wyznaczoną kwotę, a ta posłała mu ponownie swój szeroki uśmiech. - Do widzenia. - rzucił, a gdy mu odpowiedziała, pociągnął za klamkę i opuścił kwiaciarnię.  Ledwie wyszedł z pomieszczenia, wpadł na pewną dziewczynę. - Przepraszam. Nie zauważyłem Cię.
-Nic się nie stało. - odpowiedziała, a Liam od razu poznał głos dziewczyny. Ten, który wczoraj tak go oczarował. Brunetka podniosła głowę i spojrzała swoimi brązowymi oczami na stojącego przed nią blondyna. - To ty.
-A to ty. - obydwoje uśmiechnęli się do siebie i spuścili wzrok. - Em... Co tu robisz ? - zapytał, a w głowie katował się, że zdarzyło zadać mu się tak głupie pytanie.
-Przyszłam do siostry. Pracuje tutaj. - wskazała na kwiaciarnię. - Ale widzę, że musiałeś ją już odwiedzić. - wskazała na potężny bukiet róż.
-To jest Twoja siostra ? - zapytał nie ukrywając zdziwienia, a ta pokiwała twierdząco głową. - W ogóle nie jesteście do siebie podobne. - skwitował, a ta zachichotała pod nosem, ukazując przy tym śliczny dołeczek w policzku.
-Wszyscy to powtarzają. Zresztą... Sama nie wiem czemu tak jest. - wzruszyła tylko ramionami, a chłopak wpatrując się tak w nią, przypomniał sobie o umówionym spotkaniu.
-Emm... Ja będę musiał lecieć. Miło było znów Cię zobaczyć. - mówił to praktycznie automatycznie. Nie kłamał, po prostu dla niego było to wręcz oczywiste.
-Wzajemnie. Miłego dnia. - odpowiedziała słodkim głosikiem, uśmiechając się do niego. Odpowiedział jej tym samym i ruszył przed siebie. - Liam ? - dziewczyna wypowiedziała jego imię, a ten się odwrócił i spojrzał na nią pytająco. - A może jutro wpadłbyś z kolegami do nas ? Rodzice wyjeżdżają, a my moglibyśmy się lepiej poznać. W końcu jesteśmy sąsiadami. To jak ? - zaproponowała uśmiechając się uroczo. Chłopakowi zmiękły kolana. Nie mógł przecież odmówić. Nie jej.
-Jasne. Porozmawiam z nimi i postaramy się wpaść. - puścił jej oczko, a ta pokazała mu rząd białych zębów.
-Dzięki. Będziemy czekać.
-Cześć. - dziewczyna odmachnęła mu, a ten ruszył z uśmiechem przed siebie.

•••

 Jason pracował nad starym Ford'em Mustang'iem Shelby'm gt 500, gdy do jego warsztatu wjechało czerwone, sportowe auto. Oderwał się od pracy i wytarł ręce w ręcznik, choć niewiele to pomogło, bo cały był umazany od smary. Z samochodu wysiadła wysoka i szczupła szatynka z burzą loków na głowie. Spojrzała na niego ciemnymi oczami, a jemu aż zaparło dech.
-Przepraszam. Nazywam się Danielle Peazer. Polecił mi pański warsztat jeden z przechodniów, także postanowiłam skorzystać z oferty. - posłała mu szeroki uśmiech, a on odpowiedział tym samym. Wyciągnęła rękę przed siebie. Nie chciał, żeby dziewczyna pomyślała, że nie kontaktuje, więc potrząsnął delikatnie głową i uścisnął jej delikatną dłoń.
-Jason Jefferson. Skoro polecali to tak musi też być. A co jest nie tak z autem ? - zapytał podchodząc do auta i starając się, aby skupić się na pracy, a nie na dziewczynie.
-Chciałabym wymienić olej. - odparła, a ten pokiwał głową ze zrozumieniem. Czym prędzej wziął się do pracy. Po chwili zadzwonił telefon dziewczyny. Wyjęła telefon z torebki i czym prędzej odebrała. - Tak ? Przepraszam, za chwilkę będę dobrze ? To czekaj tam gdzie się umówiliśmy. Pa. - rozłączyła się i schowała telefon. Zaczęła przyglądać się pracy chłopaka. - Szczęście, że tu podjechałam. - odezwała się po kilku minutach.
-Może wstąpi pani jeszcze kiedyś. - odpowiedział jej podnosząc się. - Gotowe.
-Tak szybko ? W takim razie na pewno będę pana polecać. Ile płacę ? - zapytała, ale chłopak pokręcił przecząco głową.
-Na koszt firmy. - odpowiedział nonszalancko, ale dziewczyna nie dała za wygraną.
-Nie ma takiej opcji. - wcisnęła mu banknot do kieszeni od spodni i wsiadła do auta. - Jeszcze raz dziękuję, Jason'ie. - puściła mu oczko i odjechała. Brunet odetchnął głęboko. Danielle była niewątpliwie jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie kiedykolwiek widział. No nie licząc swoich sióstr. W każdym razie bardzo chciałby ja ponownie zobaczyć. Uśmiechnął się pod nosem i wrócił do naprawy własnego auta.

•••

 Wybiła godzina 19 gdy Louis wbiegł do salony pragnąć wyciągnąć kogoś do kina.
-Uwaga uwaga, jedyna taka okazja, aby wyjść z Louis'em Tomlinson'em do kina, zupełnie za darmo i bez żadnych zobowiązań. Kto chętny ? - jednak nikt nawet nie zareagował. Niall jak zwykle coś starannie przeżuwał, a Liam i Danielle byli zajęci sobą w pokoju chłopaka. - A gdzież mój Herreh ? - zapytał, a blondyn podniósł palec, wskazując na piętro. - Dzięki żarłoku.
-Ey ! - jęknął Horan, ale Louis kroczył już w stronę schodów. - Bo zjem Ci Twoje wszystkie marchewki ! - krzyknął, a Tominson zatrzymał się na pierwszym stopniu.
-Tylko spróbuj. - pogroził mu palcem, posłał mordercze spojrzenie i zniknął na piętrze. Otworzył drzwi od pokoju loczka, nawet nie pukając do nich. - Idziemy do kina ? - lecz ten machnął na niego ręką.
-Poczekaj. - przytknął dłoń do słuchawki telefonu i spojrzał na szatyna. - Gadam z Gemmą, poproś chłopaków.
-Właśnie żaden nie chce iąć. - zrobił smutną minę i skrzyżował ręce na piersiach.
-Zaraz do Ciebie oddzwonię. - rozłączył się i wstał z łóżka. Podszedł do kolegi i położył mu ręce na ramionach jakby chciał przekazać bardzo przykro wiadomość. - To może... Idź do sąsiadek. Może będą chciały, a warto przecież utrzymywać kontakty z sąsiadami prawda ? - zaproponował Harry, ale Louis już od początku wypowiedzi pokiwał przecząco głową. - Louis ! Pora się otrząsnąć. Eleanor Cię rzuciła, fakt. Ale przestań się tym jeszcze zamartwiać. To jest już przeszłość. Trzeba żyć dalej, a nie dołować i liczyć na jej powrót. Rozumiesz ! - podniósł głos. Wiedział, że tylko w ten sposób przemówi przyjacielowi do rozumu. - Więc proszę Cię. Zrób to dla mnie i idź do nich. - puścił mu oczko, a ten pokiwał twierdząco głową.
-Masz rację. Coś od życia mi się należy. Idę. Co mi szkodzi. - wypowiedział te słowa jednym tchem i ruszył do wyjścia. Zastygł jednak i odwrócił się ponownie, by rzucić się przyjacielowi na szyję. - Dzięki Harry. Jesteś wspaniały. - oderwał się od niego i pobiegł do swojego pokoju. Przebrał się w granatowe spodnie, założył białą bluzkę na krótki rękaw i wziął ze sobą czarną bluzę. Na nogach miał jak zwykle białe trampki. Wziął bilety w rękę i niemal wybiegł z domu. Skierował się na przeciw. Zadzwonił do drzwi i otworzyła mu szatynka. - Cześć Anne. Miałabyś ochotę wybrać się ze mną do kina ? "Dyktator", ponoć świetna komedia.
Dziewczyna mu jednak nie odpowiedziała, tylko pochyliła się do tyłu i spojrzała w prawą stronę.
-Maddy ! Czy ty tak bardzo chciałaś iść na "Dyktatora" do kina ?!
-Tak, ale jakiś frajer wykupił przede mną ostatnie dwa bilety ! - odkrzyknęła jakaś dziewczyna z oburzeniem, a Louis się zaśmiał.
-A może chciałabyś iść razem z tym frajerem ?!
-Że co ?! - po chwili było słychać, że ktoś zbliża się do drzwi. Dziewczyna spojrzała na chłopaka i zastygła w miejscu. Odebrało jej mowę. Szatyn zrobił na niej ogromne wrażenie. Od rozczochranej fryzury po głębokie, niebieskie oczy. - Em... Yyy... Ja... - dosłownie nie wiedziała co powiedzieć, jakich słów użyć, żeby nie zabrzmiały banalnie. - Jasne, że pójdę. - posłała mu szeroki uśmiech, a on odpowiedział tym samym, doprowadzając do przyspieszenia bicia jej serca. Dziewczyna wsunęła na nogi białe buty i wyszła z domu, nawet nie prosząc o pozwolenie. Bo co on mógł jej zrobić ?
-Tak w ogóle jestem Louis. - wyciągnął przed siebie dłoń, a dziewczyna, pochwyciwszy kule w jedną rękę, wolną uścisnęła dłoń chłopaka.
-A ja Maddy. I przepraszam za tego frajera. Wcale nie miałam tego na myśli.
-Powiedzmy, że wierze. Ale sam pewnie zdenerwowałbym się, gdyby ktoś sprzątnąłby mi ostatnie bilety sprzed nosa. - odpowiedział chichocząc, a dziewczyna odetchnęła z ulgą. Czyli nie miał jej za wredną, rozpieszczoną dziewczynkę, która myśli, że wszystko jej wolno. - Jak się zmęczysz to cię poniosę. - wskazał na kule i posłał jej szczery uśmiech, który spowodował, że dziewczyna o mało nie weszła na jezdnię na czerwonym świetle.
-Nie trzeba. Mam już wprawę. - powiedziała i przeniosła wzrok na ulicę.
-A tak właściwie to co ci jest, jeśli można wiedzieć ? - zapytał troskliwym a zarazem ciekawskim głosem i zaczął lustrować nogi dziewczyny.
-Gdybym Ci powiedziała, musiałabym Cię zabić. - odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem, unikając odpowiedzi. - Na którą jest seans ? - zapytała zerkając na bilety, które stale trzymał w rękach.
-Yyy... 19:30 także mamy 20 minut drogi, a jest już 19:20. - chłopak spojrzał na jezdnię, a gdy wzrokiem "zwiedził" już całą, westchnął i spojrzał na brunetkę. - Jak zwykle taksówki nie jeżdżą. Pozostaje nam jedno wyjście. - spojrzał chytrze na dziewczynę, a ta zmarszczyła brwi nie wiedząc o co mu chodzi. Gdy ten odsłonił ząbki i zaczął ruszać śmiesznie brwiami, ta odwróciła się myśląc, że coś lub ktoś stoi za nią. W następnej chwili znalazła się na ramieniu chłopaka, który trzymał ją jedną ręką za nogi, a drugą pochwycił jej kule.
-Co ty wyprawiasz ? Puść mnie ! - krzyknęła, ale ten sekundę później, ruszył biegiem przed siebie. - Zwariowałeś ?! Mam nogi ! - ten tylko skomentował jej zachowanie głośnym śmiechem i nie przerywał biegu. Dziewczyna błagała, krzyczała i biła go w plecy, ale ten postawił ją dopiero przed wejściem do kina.
-Ała ! To ja taki dobry jestem dla Ciebie, a ty mnie w plecy bijesz ? - zrobił minę pełną wyrzutu i zaczął rozcierać bolące miejsca.
-Przepraszam bardzo, ale kto kazał ci mnie nieść ? Albo raczej biegać ze mną ? Jakiś nowy sport ?
-A żebyś wiedziała. A teraz chodź, bo zaraz zacznie się film, a ja bez popcorn'u i litrowej coli nie mam zamiaru go oglądać.
-I vice versa ! - tupnęła nogą w miejscu i oboje ruszyli do wejścia. Louis musiał nieść w swoich rękach wszystko, bo Maddy miała swoje zajęte. Znalazła odpowiedni rząd i miejsca i pospiesznie je zajęli zanim zaczęli wyświetlać przez pół godziny reklamy. - I co ? Zdążylibyśmy ! - syknęła do chłopaka, gdy w końcu zajęli miejsca, a na ekranie pojawiły się kolory.
-A może ja lubię oglądać reklamy ? - zapytał pokazując jej język.
-Ale z ciebie dzieciak. - prychnęła i usadowiła się wygodnie w fotelu.
-Też się cieszę, że cię widzę. - odparł z ustami pełnymi popcorn'u, a ta nie wytrzymała i zachichotała cicho. Znali się zaledwie kilka minut, a już wiedziała, że jest bardzo sympatyczny i zależało jej, aby się z nim zaprzyjaźnić. Miał w sobie coś, że na twarzy od razu pojawiał się uśmiech, a problemy zmieniały się w błahostki. Bała się jedynie, że poczuje do chłopaka coś więcej. Tymbardziej, że ten nie dawał o sobie zapomnieć, bo zaczął rzucać w nią popcorn'em, a gdy spoglądała na niego, ten patrzył w przeciwną stronę, jakby to ktoś z daleka rzucał w nich oboje. - Przestań, bo dzieci w Afryce głodują. - syknęła w jego stronę.
-A to sorry. - odparł podnosząc dłonie w górę w geście przeprosin, a dziewczyna uniosła kciuk do góry.
-Tak lepiej. - odpowiedziała, a gdy ten spojrzał na nią swoimi przenikliwymi, błękitnymi oczami, przeniosła wzrok na ekran, na którym pojawiał się zwiastun kolejnego filmu. Tym razem był to horror.
-Na to też pójdziemy. Szykuj się. - szepnął jej do ucha, a ta energicznie potrząsnęła głową, zaprzeczając. - Nie mów, że się boisz ? - zrobił kpiarską minę i chyba powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
-Przepraszam bardzo. jestem dziewczyną i mam do tego prawo. - odgryzła się i zwaliła chłopaka łokieć z jej oparcia po czym sama podparła brodę o rękę i oglądała reklamy w skupieniu.
-Za mało się starasz. Nie rusza mnie to. - zaśmiał się, ale ta nie zwracała na niego uwagi. I tak też było przez 15 minut początku seansu, gdy nagle usłyszała obok swojego ucha, jak ktoś wciąga słomką powietrze, powodując charakterystyczny dźwięk, oznajmiający iż kupek jest pusty. - Maddy... - szepnął ,ale ta nie słuchała. Śmiała się w najlepsze z akcji filmu. - Maddy, masz cole ?
-Maaaam. A coo ? - zapytała przeciągając sylaby i robiąc ogromny łyk napoju.
-Weź się podziel...
-I co jeszcze ? To po co tak szybko pijesz ? - zapytała, odsuwając od niego swój napój.
-No ey ! Nie moja wina, że tak szybko wszystko pochłaniam, a przecież codziennie człowiek musi pić co najmniej 2 litry prawda ?
-Człowiek tak. Ale patrząc na Ciebie mam pewne wątpliwości. - fuknęła, powstrzymując śmiech, a ten zrobił obrażoną minę, skrzyżował ręce na piersiach i zwrócił swój wzrok na ekran, jednocześnie podjadajac popcorn w dużych ilościach. - Tak tak... Pan obrażalski...
Chłopak jednak nie odzywał się nadal. Nie uśmiechał. Robił tak oczywiście, żeby wywołać współczucie u koleżanki i przekonać ją do przeprosin.
 Przez te kilka minut zdążył ja na prawdę polubić. Teraz nie żałował, że posłuchał Harry'ego i zgodził się zaprosić, którąś z sąsiadek. Wręcz przeciwnie. Czuł, że będzie mu za to bardzo dziękować.
 Na końcowych napisach rozbłysły ostre światła.
-To parzy ! - jęknął Louis, zakrywając się rękami, a Maddy zachichotała. - Teraz będziesz musiała mnie prowadzić do wyjścia, bo sam nie dojdę.
-No to chodź. - dziewczyna pochwyciła kule w jedną rękę, a drugą ujęła jego dłoń, a tego przeszedł po ciele przyjemny dreszcz. Delikatnie podniósł powiekę i zauważył, że dziewczyna ma słodkie rumieńce na policzkach. Puściła jego rękę dopiero gdy wyszli z budynku. - Zimno. - rzuciła, a na jej rękach pojawiła się gęsia skórka. Chłopak dopiero teraz zauważył, że dziewczyna, wychodząc w pośpiechu, nie wzięła żadnej bluzy ze sobą. Spojrzał na swoją i położył jej na ramionach.
-Masz. Mi jest ciepło. - puścił jej oczko, a ja odpowiedziała mu uśmiechem.
-Dziękuję. Potrzymasz ? - wręczyła mu kule, a sama ubrała ciepłą bluzę chłopaka. Po chwili usłyszała dźwięk swojej komórki. Wyjęła ją i spojrzawszy na wyświetlacz, skrzywiła się. - Muszę już isć.
-Odprowadzę Cię. - zaoferował się od razu. - W końcu daleko nie mieszkamy. - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a ta odpowiedziała mu tym samym. Wzięła od niego kule i ruszyli przed siebie.
-Mówiłam dzisiaj Liam'owi, żebyście jutro do nas wpadli. Wspominał coś ? - zapytała z zaintersowaniem patrząc na chłopaka, ale ten pokręcił przecząco głową.
-Spotkał się dzisiaj z dziewczyną, więc o niczym innym nie pamiętał. Jak zwykle. - przewrócił oczami, a dziewczyna pokiwała głową. Więc Liam miał dziewczynę ? Czemu nic nie mówil ? Zresztą... Kiedy miał mówić ? A co ją to w ogóle interesowało. Jak chciał mieć to co za problem ? Skoro był szczęśliwy... Musiała przyznać, że jej spodobał się Louis. Była o tym przekonana na 100 procent. - Czyli jutro mamy wpaść tak ? - zapytał dla pewności, spogladając na jej zamyśloną twarz.
-T... Tak jasne. Koniecznie wszyscy. - dodała wyszczerzając się.
-Ok. Zayn'a nie ma, ale postaram się przyciągnąć resztę. Coś mi się wydaje, że będzie nam się dobrze mieszkać. - odpowiedział zacierając ręce, a Maddy zachichotała.
-O tak. Szczególnie, że od jutra jesteśmy sami w czwórkę.
-Sami ? W sensie ? - chłopak zaciekawił się. Nie wiedział w zasadzie nic o jej rodzinie.
-Nasi rodzice wyprowadzają się do Ameryki. Dostali propozycję nowej pracy, a ja z rodzeństwem ich namówiłam, żeby ją przyjęli. I jutro wyjeżdżają, a ja zostaje z siostrami i bratem. - odpowiedziała mu historię, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Dobra, namówiłaś mnie. Będę wpadał codziennie na imprezy. No już przestań mnie tak prosić. Obiecuję, że będę. Weź przestań to żaden kłopot. Już będę tym Dj'em kilak razy, nie ma sprawy. - chłopak mówił ciągiem, a Maddy aż zgięła się w pół ze śmiechu. Louis był tak zabawny, że dziewczyna czuła, że mogłaby z nim spędzić kilka dni i nigdy razem by się nie nudzili.
-Jesteś na prawdę zabawny. - rzuciła, gdy w końcu się uspokoiła, a ten przewrócił oczami.
-No weź... Bo się zarumienie. - brunetka mimowolnie zachichotała, co przyprawiło chłopaka o dreszcze. Miała tak uroczy śmiech, a przy tym ukazywała mu słodki dołeczek w policzku, że aż kolana mu się uginały. Dziwne uczucie... Dawno już się tak nie czuł.
-Dziękuję za odprowadzenie i w ogóle za cały wieczór. - powiedziała gdy znaleźli się przed jej domem i zatrzymali na werandzie. - Było na prawdę miło.
-Ja też dziękuję. I pamiętaj, że idziemy na ten horror, którego zwiastun pokazywali w kinie. - wytknął ją palcem, a ta zaczęła rozglądać się wokół siebie.
-Nie rozumiem o czym mówisz. - powiedziała, a po chwili obydwoje wybuchnęli śmiechem. Wyciągnęła rękę przed siebie. - Dobranoc i do jutra.
-Na pewno przyjdziemy. Słodkich snów. - zamiast ścisnąć jej dłoń, tak jak dziewczyna przypuszczała, ten ją ucałował co zrobiło na dziewczynie ogromne wrażenie. Posłał jej swój uśmiech i oddalił się w stronę swojego domu. Dziewczyna odetchnęła głęboko i otworzyła drzwi, które od razu zamknęła za sobą z trzaskiem. Oparła się o nie i poczuła wewnętrzne ciepło. Zaśmiała się. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Zamknęła oczy i od razu zobaczyła uśmiechniętą twarz Louis'a. Poczuła jak w jej brzuchu dzieje się coś dziwnego, ale zarazem przyjemnego. Uśmiechnęła się, gapiąc w pustą przestrzeń, ręką dotykając swojego brzucha...


 Kochane po pierwsze dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Jestem na prawdę mile zaskoczona, że ten blog Wam się spodobał. W ostatnim uśmierciłam Louis'a, także w tym rozdziale macie go chyba wystarczająco dużo. Oczywiście pojawi się w następnym i może będzie go nawet odrobinkę więcej niż innych, wiec mam nadzieję, że nie rozzłościcie się za to. Jeżeli tak to proszę piszcie wszystko w komentarzach.
 Jednak jestem trochę zasmucona, bo prosiłam o nie zamieszczanie linków do swoich blogów w komentarzach, a kilka osób i tak to zrobiło. I wydaje mi się, że po prostu nie przeczytały podpisu lub całego rozdziału. Trochę przykro...
Następny rozdział jak zobaczę pod tym 17 komentarzy.
Kocham
black.character

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 3

 Liam zbudził się dość późno, co nie było w jego zwyczaju. Otworzył leniwie oczy, rozejrzał się po pokoju i nie wiadomo dlaczego, pomyślał o Maddy. Przed oczami stanęła mu twarz wesołej dziewczyny i jej piękne, brązowe oczy, które powodowały, że serce biło mu szybciej. Przekręcił głowę na bok i na stoliku nocnym zobaczył zdjęcie Danielle, oprawione w czerwoną ramkę. Uśmiechnął się do siebie na myśl o dzisiejszym spotkaniu za swoją dziewczyną.
 Podniósł się z łóżka i powędrował do szafy. Wyjął z niej czarne spodnie i zieloną koszulę w kratkę. Z przygotowanymi ubraniami wyszedł z pokoju i ruszył korytarzem do łazienki. Nacisnął na klamkę, ale drzwi nie uległy. Usłyszał śpiew Horan'a.
-Niall, długo ? - zapytał pukając donośnie w drzwi.
-Właśnie wchodzę pod prysznic. - odkrzyknął mu, a po chwili dało się słyszeć lecącą wodę. Zrezygnowany chłopak wrócił do pokoju i odłożył przygotowane rzeczy. W piżamie złożonej z bokserek w kratkę, zszedł na dół do kuchni.
-Dzień doberek. - przywitał się z Louis'em, klepiąc go po plecach niczym przy grze na perkusji.
-Co ci tak wesoło ? - zapytał bez entuzjazmu, biorąc łyk gorącej herbaty.
-Bo o 14 widzę się z Danielle. Zapomniałeś ? - cały wesoły wyjął z lodówki kilka produktów potrzebnych do przygotowania kanapek.
-Aaa... Czyli sami jesteśmy w trójkę. - analizował w głowie obmyślając już plan na ten dzień.
-Dokładniej w dwójkę, przynajmniej na jakiś czas, bo Niall'er idzie po ten garnitur nie ?
-W dwójkę mówisz. - powtórzył nie odpowiadając na pytanie. Poruszał śmiesznie brwiami i zniknął na schodach. Otworzył po cichu drzwi od pokoju Harry'ego i zamknął za sobą. W pokoju przyjaciela jak zwykle panował porządek. Szatyn stale zadawał sobie pytanie, jak można mieć tak czysty pokój ? Sypialnia Tomlinson's bowiem była przeciwieństwem pomieszczenia w którym teraz się znajdował.
 Louis podszedł do wieży i ustawił najwyższą głośność. Nacisnął przycisk i po chwili było słychać pierwsze dźwięki ich własnej piosenki "What Makes You Beautiful". Tyle, że o wiele głośniej niż zwykle. Rzucił się na przyjaciela, który jakby nigdy nic, spał dalej na brzuchu.
-Herreh ! Wstawaj już późno ! - próbował przekrzyczeć muzykę, potrząsając ramionami przyjaciela.
-Ogłupiałeś ?! Wyłącz to ! - krzyknął Hazza i zakrył głowę poduszką.
-Dzisiaj jesteśmy we dwójkę no ! Weź wstawaj ! - klapnął chłopaka w tyłek i wyszedł z pokoju, nie wyłączając muzyki.
-Co tak hałasuje ? - jęczał Niall, kierując się w stronę schodów z zatkanymi uszami. Louis wskoczył blondynowi na plecy, przeczco chłopak omal się nie przewrócił. - Co ty robisz ?
-Zanieś mnie na dół.
-Co proszę ? - zapytał krzywiąc się i marszcząc brwi, podczas gdy przyjaciel wyszczerzał się do niego i mrugał szybko powiekami.
-No dalej Niall'er ! Do kuchni !
-Tsa. Już lecę. Złaź ze mnie. - Horan zrzucił z siebie chłopaka, który spadł na tyłek i jęknął. - To się nazywa kara. - dodał śmiejąc się złowieszczo i zszedł schodami w dół gdzie Liam odkładał właśnie brudne naczynia do zlewu.
-No wreszcie. - Payne poczochrał włosy blondynkowi i zniknął na schodach. Horan zrobił sobie jajka na śniadanie i zaczął konsumować posiłek gdy gdy do kuchni wszedł Louis.
-Tyłek mnie boli. - jęknął i zajął miejsce obok kolegi. Zrobił smutną minkę i spojrzał na sąsiada.
-To po co się na mnie wieszałeś ? - zapytał widząc jak chłopak nie odpowiada, tylko ucieka wzrokiem w stronę jego talerza. - Nawet o tym nie myśl ! - zagroził mu i przysunął talerz bliżej siebie.
-Ey no, nie bądź taki. Wiesz, że uwielbiam twoja jajecznicę. - Louis zasmucił się i wydął dolną wargę.
-Tak ?  Jakoś cały czas chwalisz Harry'ego, że tak cudownie gotuje. - prychnął i nawet nie myśląc o podzieleniu się, zaczął dalej konsumować posiłek.
-Ale twoja jajecznica jest lepsza od Harry;ego.
-Co ja ? - zapytał zaspany loczek, słysząc swoje imię. Schodził właśnie po schodach i przeczesywał swoje włosy.
-Yyy... nic nic Haroldku. Właśnie zastanawiałem się co będziemy robić we dwójkę. - Louis spanikowany palnął pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy.
-Wcale, że nie. Louis powiedział...
-Może zajmiesz się śniadankiem, Horaaaaan ? - szatyn posłał mu mordercze spojrzenie, a ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do degustacji.
-Głodny jestem. - jęknął Hazza stojąc przed otwartą lodówką, wbijając wzrok w zapełnione półki.
-To usiądź, ja ci zrobię śniadanko. - zaproponował Tomlinson, podnosząc się z miejsca, ale Harry pospiesznie wyjął z lodówki mleko i zamknął drzwiczki.
-To ja może zjem płatki.
-Ey ! - oburzył się szatyn i skrzyżował ręce na piersiach. - Nie był tak dobrym kucharzem jak Harry, ale ważne, że się starał. Wzruszył ramionami i wyjął z zimnej maszyny marchewkę.
-O nie. Będziesz mi chrupał nad uchem ? - jęknął Niall z grymasem na twarzy. Szatyn pokiwał wesoło głową i dosiadł się obok blondyna.
-Jaka dobra marchewka. Mmm... - gryzł wesoło, patrząc na kolegę, który powoli tracił cierpliwość.
-Dobra dłużej nie wytrzymam. - zjadł pospiesznie zawartość talerza w drodze do zlewu i odłożył brudne naczynie koło sterty innych. - Idę po garnitur. - włożył do kieszeni kolka potrzebnych rzeczy i wyszedł trzaskając drzwiami.

•••

 Maddy siedziała przed telewizorem, przełączając co chwilę na inny kanał. Spakowała to co mogła i nie wiedziała co dalej ze sobą zrobić. Jej rówieśnicy pewnie cieszyliby się, że nie muszą pomagać, ale nie ona. Właśnie w takich momentach najbardziej odczuwała swoją bezradność. Przy takich sytuacjach uświadamiała sobie, że jest niepełnosprawna. I to tak bardzo ją bolało. Nie mogła dłużej znieść widoku kartonów, więc założyła buty i nic nikomu nie mówiąc, wyszła z domu.
 Nie wiedziała gdzie iść. Jason w pracy, Lizzy też, Anne u krawca. Oszaleć można ile wszyscy pracują. Jej kroki zaprowadziły ją do Milkshake City. Podeszła do lady i zamówiła czekoladowy napój. Chwyciwszy kule w jedną rękę, dokuśtykała do wolnego stolika, który mieścił się przy oknie. Zajęła miejsce i wpatrywała się w przestrzeń za szybą. Wesołe dzieci bawiły się na pobliskim placu, a ich rodzice rozmawiali na ławeczkach. Dalej kilka osób z jej szkoły jeździło na deskach w skate parku.
 Dziewczyna westchnęła i sącząc shake'a, przeniosła wzrok na pomieszczenie. Jak zwykle o tej porze było tu dość tłoczno. Maddy poczuła na sobie natarczywy wzrok. Przekręciła głowę, a jej oczy powędrowały do stolika, przy którym siedziała dwójka chłopaków.
 Jeden z nich miał na głowie burzę czarnych loków i zniewalający uśmiech, podczas którego ukazywał urocze dołeczki w policzkach. Drugi siedział tyłem, więc dziewczyna widziała tylko tył jego brązowych włosów.
 W pewnym momencie brunet wstał, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Maddy serce zabiło szybciej, gdy zauważyła że chłopak idzie w jej kierunku z wielkim uśmiechem na ustach. Już otwierał usta, aby coś powiedzieć, gdy nagle obok niego pojawiła się grupka piszczących dziewczyn z aparatami i notesami w rękach, ograniczając mu widoczność.
 Maddy pośpiesznie dopiła napój i wyrzuciła puste pudełeczko do kosza, po czym opuściła lokaj i podążyła w nieznajomym kierunku.

•••

 Anne spojrzała ponownie na zegarek. 13:45. Jeszcze 15 minut i będzie mogła się zwolnić. Zaczęła tupać nerwowo nogą zerkając co chwilkę na wskazówki. Założyła torbę na ramię i już chciała iść w stronę wyjścia, gdy usłyszała krzyk.
-Anne ! Hope rodzi ! Muszę do niej jechać, proszę zajmij się klientem i zamknij wszystko. Ja odrobię to. Kocham Cię i dziękuję. - koleżanka z pracy szatynki wypowiedziała wszystkie słowa jednym tchem i zanim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć, opuściła budynek.
-Ale... Super ! - krzyknęła i zrezygnowała odłożyła torbę na miejsce. - Spokojnie Anne. Jeden klient i do domu. - Starała się uspokoić i być miła dla klienta. Wyszła z zaplecza i podeszła do lady. Zauważyła chłopaka, odwróconego do niej tyłem. - W czym mogę pomóc ? - zapytała słodkim głosikiem zarezerwowanym dla klientów, a mężczyzna się odwrócił. - Niall ? - zdziwiła się widząc blondyna. On również, tyle, że był w siódmym niebie, kiedy szatynka wypowiedziała jego imię swoim zmysłowym głosem.
-Anne ? Co tu robisz ? - nie ukrywał zdziwienia i bezkarnie świdrował dziewczynę wzrokiem.
-Yyy... Pracuję. - odpowiedziała lekko zmieszana, drapiąc się za głową. - A ty ?
-Ja ? Za dwa tygodnie mój brat ma ślub, więc postanowiłem zając się garniturem. - odparł lekko poddenerwowany, bawiąc się swoimi palcami. Jeszcze żadna dziewczyna nie onieśmielała go tak bardzo, jak ona.
-Hmm... Postaram się temu zaradzić. - odpowiedziała chwytając centymetr leżący na ladzie. - Rozłóż ręce na boki i nie ruszaj się. - zakomendertowała, a chłopak wykonał jej polecenie. Ta przełożyła przez niego miarę i zaczęła sprawdzać proporcje, zpisujac je w zeszycie małym ołówkiem, który spoczywał za jej uchem.
-Długo tu pracujesz ? - zapytał nie mogąc się powstrzymać, aby zagadnąć dziewczynę. Chciał jak najszybciej usłyszeć głos szatynki.
-Niecałe pół roku. Dopiero się uczę. - odparła posyłając chłopakowi ciepły uśmiech na co temu szybciej zabiło serce. Patrzył na nią z wielkim podziwem, widząc jaka jest skupiona. - Pomiary wszystkie mam. Wybacz, ale spieszę się także może wpadnę do Ciebie jutro i omówimy resztę spraw ? - chłopak na te słowa, ożywił się jeszcze bardziej. Myśl, że mógłby spędzić więcej czasu z dziewczyną, sam na sam, była ekscytująca.
-Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem. - odpowiedział unosząc palec wskazujący, a ona spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, wyczekując na dalszy ciąg wypowiedzi. - Będę mógł Cię odprowadzić. - zarządał z szerokim uśmiechem, a dziewczyna zaśmiała się, spuszczając wzrok.
-Niech będzie. - na te słowa blondyn rozpromienił się i ukazał słodki dołeczek w policzku. - Tylko wezmę torbę. - dodała i zniknęła w pomieszczeniu za zasłonką. - Możemy iść. - oznajmiła i opuściła budynek wraz z chłopakiem, zamykając za sobą drzwi na klucz.
-Od zawsze mieszkasz w Londynie ? - zapytał chcąc dowiedzieć się o dziewczynie czegoś więcej.
-Jak miałam rok, moi rodzice zdecydowali o przeprowadzce do Londynu. - odparła lustrując twarz chłopaka, który pochłaniał każde jej słowo, które wypowiedziała.
-To gdzie wcześniej mieszkałaś ? - nie chciał być nachalny lub wścibski, ale ciekawość wcięła górę.
-W Dublinie. Moja mama pochodzi z Irlandii i tam też mieszkaliśmy kilka lat po ślubie rodziców. - odparła bez skrępowania, a chłopak zaśmiał się wesoło. - Co Cię tak bawi ?
-Ja też jestem Irlandczykiem. Pochodzę z Mullingar. - odpowiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
-Na prawdę ? - zapytała, a chłopak pokiwał energicznie głową. - Co za zbieg okoliczności. - dziewczyna spojrzała w bok i ujrzała to o czym tak marzyła.
 Na wystawie jednego ze sklepów jej ulubionego projektanta, na manekinie, wisiała czarna sukienka z różowym paseczkiem, uszyta z jedwabiu. Anne marzyła o niej, przechodziła tędy codziennie i sprawdzała czy ubranie nadal jest do sprzedania. Już dłuższy czas odkładała pieniądze, ale stale suma wynosząca 4,000 funtów, nie przybliżała się.
-To jak ? - szatynka usłyszała głos chłopaka. Pokręciła energicznie głową i spojrzała na blondyna, który zapewne czekał na odpowiedź na swoje pytanie, chociaż w tej chwili sam przyglądał się sukience.
-Emm... Co mówiłeś ? - zapytała, niezręcznie drapiąc się za głową. Nie chciała aby chłopak źle sobie o niej pomyślał.
-Pytałem czy wejdziesz na chwilkę ? - zapytał wskazując na dom pod którym stali.
-Przepraszam, ale spieszę się. - odparła, a na twarzy chłopaka pojawił się grymas. Coś ukuło ją w sercu. W końcu ostatnio obiecała mu, że odwiedzi go następnym razem. - No dobrze na chwilkę wejdę. - powiedziała w końcu, nie mogąc dalej patrzeć na smutną buźkę chłopaka.
-No i to rozumiem. - odparł uradowany, prowadząc towarzyszkę do wejścia. - Zapraszam. - otworzył drzwi frontowe, a szatynka przekroczyła próg.
 Od samego wejścia było słychać głośną muzykę i jakieś krzyki. Ruszyła krótkim korytarzem. Dotarła do kuchni, która wyglądała jak po starciu z trąbą powietrzną. Oprócz ogromnego bałaganu w pomieszczeniu zastała także dwójkę chłopaków, z różnymi produktami spożywczymi we włosach. - Zabiję ich. - wysyczał blondyn, a dziewczyna tylko zaśmiała się i złapała za głowę.
-"I'm sexy and I know it" ! - wykrzyczeli obydwaj i zaczęli głupkowato tańczyć. Niall podszedł do wieży i ściszył muzykę - Ey ! - jęknęli obydwaj, rzucając karcące spojrzenia blondynowi i unosząc ręce w górę.
-Mam gościa. Może ciszej ? - zapytał, a chłopcy popatrzyli po sobie. Jeden z nich śmiesznie poruszał brwiami i wypiął pierś.
-A ładna, wolna ? - zwrócił się do blondyna, a dziewczyna odchrząknęła znacząco. Cała trójka zaszczyciła ją swoimi spojrzeniami. - Yyy... Cóż to za urocza dziewczyna ? - zapytał zmieszany chłopak w kręconych włosach, a jego kolega wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Stary, ty to masz na prawdę wyczucie. - wydusił z siebie między napadami śmiechu i poklepał kumpla po ramieniu.
-To jest Anne. Moja znajoma i nasza sąsiadka. - oznajmił Niall stawiając nacisk na poszczególne słowa, a dziewczyna pomachała nieśmiało w stronę dwójki.
-Cześć. Jestem Tomlinson. Louis Tomlinson. - przedstawił się szatyn niskim głosem po czym ucałował dłoń dziewczyny i posłał jej szeroki uśmiech.
-A ja Harry. - podszedł do niej brunet i nieśmiało się uśmiechnął. - I przepraszam za tamte słowa. Żartowałem tylko. - usprawiedliwił się robiąc minkę słodkiego psiaka.
-Nic się nie stało. - odparła i puściła chłopakowi oczko, ale po chwili zaśmiała się co zbiło go z tropu. - Ale mógłbyś pozbyć się ten mąki, którą masz we włosach. - dodała, a pozostała dwójka widząc białą czuprynę chłopaka, wybuchnęła śmiechem. Ten tylko pochylił głowę i przeczesał włosy rękoma, powodując pozbycie się białego proszku, który upadł na podłogę.
-Co wy tak w ogóle chcieliście zrobić ? - zapytał Niall rozglądając się po kuchni ze zdziwieniem
-Yyy... Piekliśmy muffinki. A co ? Chcecie ? Pierwsze już się upiekły. - Louis podszedł do Anne z tackę z kilkoma czekoladowymi babeczkami.
-Z chęcią. odparła i wzięła jedną. - Dobre ! Na prawdę sami piekliście?
-Tak w zasadzie to ja. - odpowiedział jej Harry wypinając pierś.
-Tak. Chwal się, że umiesz gotować i piec, a ja jestem zerem. - powiedział smutno Louis i spuścił głowę w dół. Anne podeszła do niego i poklepała po ramieniu. Nie lubiła gdy ktoś się smucił tylko dlatego, że czegoś nie potrafił.
-Nie martw się. Na pewno miałem w tym jakiś wkład. A te babeczki nie są rewelacyjne. Moja siostra robi lepsze. - posłała mu ciepły uśmiech, a chłopak wyszczerzył zęby. - Od razu lepiej.
-Że niby twoja siostra robi lepsze muffiny od mistrza Harry.ego ? - zapytał Styles, krzyżując ręce na piersiach.
-Taak. A co nie wierzysz ? - zaczęła się z nim droczyć, unosząc jedną brew ku górze.
-Szczerze w to wątpię. - prychnął, unosząc wyżej głowę, jakby z dumą.
-Może kiedyś się o tym przekonasz.
-A gdzie Liam ? - zapytał Niall rozglądajac się wokół w poszukiwaniu blondyna, jednocześnie kończąc tę bezsensowną wymianę zdań.
-Wyszedł przed chwilą na spotkanie z Danielle. - poinformował go Harry, wkładając do piekarnika kolejna porcję babeczek. - Tommo nawet nie próbuj uciekać ! - ostrzegł chłopaka unosząc palec, gdy ten, na palcach próbował wejść po schodach na górę.
-Ale ja tylko chciałem...
-Tak tak. Nie wymyślaj tylko łap za miotłę. - odparł wskazując na szafę, a ten ze spuszczoną głową, powędrował w jej kierunku.
-Ja juz się muszę zbierać. Miło było was poznać. - powiedziała Anne, a cała trójka zaszczyciła ją swoimi spojrzeniami.
-Już ? - zapytał zasmucony Niall, robiąc minę zbitego pieska. Dziewczynie zrobiło się trochę niezręcznie, ale w końcu postanowiła nie ulec kolejny raz.
-Tak. Muszę pomóc rodzicom w pakowaniu. - odparła, a ten pokiwał głowę ze zrozumieniem.
-Odprowadzę Cię.
-Nie. Ja dam sobie radę. Lepiej pomóż i. - wskazała na dwójkę, która brała się właśnie za sprzątanie.
-Dokładnie. Im szybciej to posprzątamy tym szybciej nabrudzimy. - powiedział z szerokim uśmiechem Louis, powodując wesoły świergot dziewczyny.
-Cześć chłopcy. - pokiwała chłopakom i posłała uśmiech Niall'owi. Ten go odwzajemnił i poczuł, że policzki mu płoną przez to wyróżnienie.
-Cześć. - odpowiedziała chórem cała trójka, a blondyn odprowadził szatynkę wzrokiem. Przez te kilka minut był na prawdę szczęśliwy. Pierwszy raz to on przyprowadził do domu dziewczynę. Zazwyczaj to byli Harry lub Zayn.
-Bierz mopa. - usłyszał głos Harry;ego za sobą, a sekundę później ktoś uderzył go kijem w tył głowy. Odwrócił się i od razu spojrzał na Louis'a, który uśmiechał się pod nosem, nie potrafiąc zachować powagi.
-Tommo. Bo zaraz w ogóle wam nie pomogę ! - zagroził, a dwójka zaczęła robić łupie miny i przedrzeźniać chłopaka.
-Tommo, bo zaraz w ogóle wam nie pomogę ! - zapiszczał Louis, deformując swój głos, robiąc przy tym głupią minę i unosząc palec.
-Jak dzieci. Prosto z przedszkola. - powiedział do siebie Niall, po czym westchnął i wziął się do pracy, a po chwili usłyszał muzykę, którą zgłośnił DJ Tommo.


Kochane dziękuje za wszystkie komentarze, choć przypuszczałam, że będzie ich więcej. Do wcześniejszego bloga już nie wrócę, postaram się skupić na tym o ile pozwoli mi na to czas. Mam nadzieję, że więcej osób zacznie czytać tego bloga.
Jeszcze jedna prośba. Nie zamieszczajcie w komentarzach linków do swoich blogów dobrze ? Bo mam czasami takie wrażenie, że komentujący w ogóle nie czytają rozdziału tylko napiszą, że jest "świetny" i zamieszczają zaproszenie do siebie. To nie jest w porządku.
Następny rozdział jeśli pod tym zobaczę 13 komentarzy.
Kocham
black.character ♥

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 2

Niall wrócił do domu wolnym krokiem i zamknąwszy za sobą drzwi, poszedł do kuchni, gdzie Louis przygotowywał sobie kanapkę. Blondyn usiadł na wysokim stołku i z rozmarzonym wzrokiem wpatrywał się w okno. Tomlinson dokończywszy swoją piętrową kanapkę, z uśmiechem na twarzy chciał ją skonsumować, ale z otwartą buzią i jedzeniem tuż przy niej, napotkał wzrok kolegi i patrząc to na niego, to na kanapkę zmarszczył brwi.
-Nie patrz tak na mnie. Ona jest moja. Rączki masz to sobie zrób. - odgryzł kawałek chrupiącej kanapki, zadowalając się jej smakiem.
-Jest taka piękna... - powiedział rozmarzonym głosem i podparłszy rękę łokciem o blat, oparł brodę o dłoń złożoną w piąstkę.
-Moja kanapka ? - zapytał zdziwiony Lou z pełnymi ustami jedzenia.
-Nie... Anne. - wypowiedział jej imię wręcz z pasją. Niewątpliwie się zauroczył. Wciąż miał przed oczami jej radosną twarz i ten zniewalający uśmiech. Niestety nie dojrzał koloru oczu dziewczyny. Jak mógł to pominąć ? Wiedział jedno. Na pewno były piękne.
-Kto to Anne ? Przecież odprowadzałeś Zayn'a do auta, prawda ? - zapytał kolega, aby się upewnić po czym odgryzł kolejny kęs kanapki.
-Nasza nowa sąsiadka. Zauważyłem ją i coś mnie tchnęło, żeby się przywitać. Zresztą jestem kulturalny no nie ? - spojrzał na kolegę, a ten zajęty jedzeniem, pokiwał głową i uniósł kciuk do góry bez większego entuzjazmu. Blondyn był ciekawy czy kolega go w ogóle słucha. Nie zdziwiłby się, gdyby wpuszczał informację jednym uchem, a wypuszczał drugim. Co prawda Eleanor zerwała z nim miesiąc temu, ale chłopak nadal to przeżywa i niechętnie wysłuchuje informacji na temat innych dziewczyn.
-Co robicie dzieci ? - to Liam, zwany "Daddy Direction", wpadł do kuchni cały w skowronkach i usiadłszy na blacie, poczochrał włosy szatynowi.
-A tobie co znów ? - zapytał Lou poprawiając swoje niesforne włoski, wracając do bitwy z kanapką. Na jego pytanie Payne wzruszył tylko ramionami.
-Nic. A co ma być ? Co powiecie na kręgle ? - zapytał klaszcząc w ręce, a Tomlinson, pełen entuzjazmu, zakrztusił się i Liam musiał mu jak zwykle pomóc.
-Jestem za. - wydyszał w końcu po krótkiej akcji ratunkowej i uniósł rękę do góry.
-Świetnie. Niall ? - Payne przeniósł wzrok na Horan'a, który nadal błądził oczami po szybie. - Niall ! - chłopak potrząsnął nim, a ten, trzepocąc rzęsami, tym samym wracając do życia, spojrzał na niego zdezorientowany. - Idziesz na kręgle ? - powtórzył swoje pytanie, a blondyn wzruszył ramionami.
-Może być. - odparł wracając do poprzedniej pozycji. Chłopcy usłyszeli nadjeżdżające auto, a po chwili trzaskające drzwi.
-Zayn ledwo wyjechał, a już mi go brakuje. - w oddali dobiegł ich zasmucony głos Harry'ego. Po chwili loczek ukazał im się i opierając o blat, skrzyżował ręce na piersiach.
-Nie martw się masz nas. - pocieszył go Lou i poczochrał jego słodkie loczki. Chłopak mimowolnie się uśmiechnął, ukazując rząd śnieżnobiałych i do tego równych zębów.
-Ok, pakować się do auta i jedziemy na kręgielnie. - rozkazał Liam schodząc z blatu, a następnie cała czwórka rozbiegała się po całym mieszkaniu, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy.

•••

Maddy wraz z Jason'em siedzieli już w pizzerii przy stoliku, który mieścił się pod oknem. W momencie gdy otrzymali karty menu, do pomieszczenia weszła Anne. Rozejrzała się w poszukiwaniu rodzeństwa, podążyła do stolika i zajęła miejsce.
-Stało się coś ? - zapytał ją brat widząc zdenerwowanie, a jednocześnie zaskoczenie malujące się na jej twarzy.
-Muszę wam coś powiedzieć. Zresztą... sami zobaczcie. - położyła na stoliku zwitek papieru, który pochwycił Jason i przeczytał. Po chwili razem z Maddy byli tak samo zdziwieni co Anne.
-Czyli co to tak właściwie oznacza ? - zapytała młodsza siostra do końca nie rozumiejąc pisma.
-O to, że już dwa razy rodzice byli informowani o możliwości przyjęcia pracy w Los Angeles, ale odmówili lub nie odpisali, a tej redakcji widocznie zależy na nich, więc próbują ich dalej przekonać. - wyjaśnił Jason jednym tchem po czym odłożył kartkę i pokiwał głową.
-I co teraz ? - odezwała się Maddy patrząc to na brata, to na siostrę.
-Nie wiem. - odpowiedział jej szatyn i schował twarz w dłonie.
-Jak to nie wiesz. - skarciła go Anne, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Musimy ich przekonać, żeby przyjęli tę pracę. Jeśli tak im zależy, to znaczy, że nasi rodzice są dla nich ważni, tak ? - spojrzała na brata, który nie zmienił pozycji.
-Anne ma rację. - poparła ją Madyy i spojrzała na Jasona, który zrobił kpiarską minę.
-Może ma rację, ale znacie rodziców, są uparci, nie zgodzą się. Skoro jeszcze nie przyjęli tej oferty, to teraz myślicie, że się zgodzą ? - spoglądał z uniesioną brwią to na brunetkę, to na szatynkę.
-Lizzy ich przekona. - odparła zdecydowanie Anne i podniosła się, chcąc wyjść, ale Jason zatrzymał ją, łapiąc za nadgarstek. - No co ?
-Zostań. Lizzy dopiero zasnęła, a znając ją będzie odsypiała do wieczora.- siostra pokiwała głową i zajęła z powrotem miejsce. Podeszła kelnerka, a trójka złożyła zamówienie.
-Poznałam dzisiaj nowego sąsiada. - zagadnęła Anne biorąc łyk coli, jednocześnie uśmiechając się pod nosem.
-To my mamy nowych sąsiadów ? - zdziwiła się Maddy. Nie mogła sobie przypomnieć, aby kilka dni temu stała gdzieś ciężarówka od przeprowadzek.
-Wprowadzili się ponad tydzień temu na przeciwko. Kojarzysz ? - widząc zamyślenie na twarzy siostry, która nastroszyła brwi, przewróciła oczami. - Ci u których byłam dwa razy, ale nie otworzyli.
-Aaa ! - brunetka uderzyła się otwartą dłonią w czoło. - I kto tam mieszka ? Błagam powiedz, że nie starsze małżeństwo z pieskiem. - jęknęła na samą myśl o tym. Nie to, że nie lubiła starszych osób, al większość po prostu zrzędziła i wyzywała na cały świat.
-Nieee. Jeżeli dobrze pamiętam to piątka chłopaków, mniej więcej w moim wieku. - odparła, a Maddy uśmiechnęła się, ukazując rząd prościutkich ząbków.
-Czekaj czekaj. Powtórz. - poprosił Jason kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Na przeciwko naszego domu mieszka piątka chłopaków. - wyrecytowała biorąc kolejny łyk coli, ale widząc minę brata o mało nie wypluła zawartości.
-Super. - skwitowała radośnie Maddy napotykając karcące spojrzenie brata. - Żartowałam. - dodała przewracając oczami. W następnej chwili otrzymali pizzę, a w głowie analizowali jakich argumentów użyć, aby przekonać rodziców do wyjazdu.

•••

Czwórka chłopców była już w kręgielni. Dawno nie spędzali razem czasu, a teraz mieli kilka dni wytchnienia. Żałowali, że nie ma z nimi Zayn'a, ale w końcu nie widział rodziny już kilkanaście tygodni.
-To jak ? Ja i Boo Bear na waszą dwójkę ? - zapytał Harry zarzucając ramię na kolegę.
-Nawet Louis nie zakryje twoich marnych umiejętności jeśli chodzi o grę w kręgle. - zażartował Liam, a reszta zaśmiała się z rozgrzanego do czerwoności loczka. To prawda, gra w kręgle nie szła mu najlepiej, ale za to był świetnym pływakiem, czego koledzy mogli mu pozazdrościć.
-Nie martw się. Masz za to więcej solówek niż Liam. - odgryzł się Louis na co Harry zareagował wielkim uśmiechem i wypiął dumnie pierś do przodu.
-Może już zagramy co ? - zapytał Niall chcąc zakończyć tę bezsensowną wymianę zdań.
-To ja pierwszy. - Liam podniósł rękę i podszedł do kul. Wybrał zieloną, wziął delikatny rozbieg i rzucił, zaciskając kciuki. Zbił wszystkie kręgle. - Yeah ! Tak się to robi panowie. - przybił piątkę z blondynem i zajął miejsce na kanapie.
-Niall, może powiesz coś jeszcze o sąsiadkach ? Ile ich jest ? - zapytał zaciekawiony Harold rzucając kulą. Jednocześnie chciał wiedzieć coś o nowych sąsiadkach, a z drugiej strony myślał, że może to odwróci uwagę reszty od toru.
-A czemu mówisz w liczbie mnogiej ? Wiem tylko o Anne. - odparł trochę zawiedziony, że kolega przypomniał mu o dziewczynie. Przed oczami stanęła mu piękna szatynka ze słodkim dołeczkiem w policzku. Mimowolnie się uśmiechnął podchodząc do tory, nie zwracając uwagi na to, że Harry'emu udało się zbić zaledwie trzy kręgle.
-Trzeba będzie je odwiedzić. - powiedział zadowolony Styles siadając obok Liam'a. Lubił poznawać nowe dziewczyny. Taki już był. I nie chodziło mu o fanki. Dla niego były to rozkwiczane dziewczyny, które widzą w nim bożyszcze, jednego z zespołu, czy słodkiego chłopca. Ale on tego nie chciał. Może nie zachowywał się w porządku wobec wszystkich dziewczyn, ale niekiedy inaczej nie potrafił.
-Proponowałem jej, żeby wpadła do nas, ale już musiała iść. Obiecała jednak, że następnym razem nie odmówi. - odpowiedział mu zasmucony, ale jednocześnie uszczęśliwiony tym, że następnym razem nie bedzie mogła odmówić.
-Jeśli obiecała, to pewnie tak zrobi. A my co robimy jutro ? - zapytał Lou przymierzając się do rzutu.
-Nie wiem jak ty, ale ja wybieram się w końcu do krawca po garnitur. - rzuci9ł pierwszy Niall sięgając po chipsa z paczki.
-Garnitur ? Po co ? - zdziwił się Harry i uniósł jedną brew. Przecież nie mieli niedługo żadnej gali czy czegoś podobnego.
-Za dwa tygodnie mój brat bierze ślub idioto. - loczek przewrócił oczami. No tak, blondyn trąbił już o tym od kilku tygodni.
-Yeah ! Wygrywamy Hazzuniu. - Louis podszedł do Harry'ego i pocałował w policzek. Wszyscy pomyśleliby, że są innej orientacji, ale oni po prostu przyjaźnili się i taki odruchy były u nich normalne.

•••

Podczas gdy chłopcy grali, trójka z rodzeństwa wróciła do domu.
-Ciekawe czy Lizzy jeszcze śpi. - zaciekawiła się Anne wyciągając klucze z zamka.
-Jest 19. Śpi dopiero 4 godziny. Miejmy nadzieję, że jeszcze nie wstała. - odpowiedział jej Jason, zdejmując buty.
-Do której siedziała w labolatorium ? - zapytała szatynka domyślając się o co chodzi. Na początku siostra mogła siedzieć w pracowni dwa razy w tygodniu, jednak zdobyła codzienne pozwolenie i nie miała zamiaru go nie wykorzystać.
-Wróciła o 5, a na 8 szła na wykłady. - odparł brat krzywiąc się. - Ona kiedyś padnie.
-Wiem... - westchnęła cicho. Stale miała wrażenie, że to ją wszyscy za to winią. Może to prawda, bo w końcu to z jej powodu siostra tyle czasu przebywa w labolatorium.
-Dzwoniłam do rodziców. Mówili, że o 20 będą już w domu, więc pójdziemy do nas i postaramy się ich przekonać, aby przyjęli propozycje pracy. - poinformowała rodzeństwo Maddy i położywszy się na kanapie, włączyła telewizor.
-Trzeba powiedzieć Lizzy.
-Dajmy jej jeszcze pół godzinki. - poprosiła Abby, aby dać siostrze jeszcze trochę czasu.
-Dobra. Posuń tyłek. - brat machnął ręką na brunetkę i zajął koło niej miejsce, wpatrując się w jakąś telenowelę, na którą przełączyła właśnie Maddy.

•••

-Co ?! - Lizzy patrzyła na każdego z rodzeństwa po kolei, nie mogąc uwierzyć w to, o czym jej opowiedzieli.
-To, że trzeba jakimś cudem przekonać rodziców, aby zgodzili się na ten wyjazd. Tata pewnie się zgodzi, znasz go, ale z mamą będzie gorzej. - jęknęła Anne wykrzywiając przy tym usta w wąską linię.
-Zostawcie to mnie. Ubierać się. - zakomenderowała najstarsza z sióstr i sama sięgnęła do szafy po brązowy sweterek. Chwilę później wszyscy opuszczali już biały dom z celem dotarcia na drugi koniec miasta.

•••

-Jak to mamy jechać ? - zapytała z wyrzutem matka, gdy dzieci przedstawiły im całą sprawę.
-No normalnie. My tutaj sobie poradzimy. - zapewniał ją Jason, klepiąc po ramieniu.
-Ale dzieci to jest wyjazd na co najmniej pół roku. Nie mogę pozwolić, abyście tyle czasy byli sami. - mama dążyła do swego. Zawsze była uparta i tę cechę, niewątpliwie odziedziczyła po niej Lizzy.
-Kochanie, poradzą sobie. Przecież trójka z nich w końcu jest pełnoletnie. - odciec próbował ratować sytuację. Wierzył w intuicję dzieci. Jeżeli chciały, aby tam jechali, to tak właśnie powinni zrobić.
-No ale jak ty to sobie wyobrażasz ? Liz i Jason będą ty wpadać co jakiś czas ? Przecież mają własne obowiązki, a dziewczynki potrzebują opieki. - rodzicielka tylko szukała pretekstu, żeby nie jechać. Nie chciała oddalać się od dzieci, być mamą na telefon.
-No to Lizzy i Jason wprowadzą się tutaj. - zaproponowała Maddy wskazując na przestrzeń. - Liz zajmie waszą sypialnię, a Jason pokój gościnny i tyle. - nastolatka dumna ze swojego pomysłu, klasnęła w ręce, czekając na akceptację.
-No właśnie. Poradzimy sobie. Nie jesteśmy małymi dziećmi. - zapewniała Anne, głaszcząc matkę po dłoni.
-Gabriella oni mają rację. Dadzą sobie radę.
-Jesteś pewien ? Później nie będzie odwrotu. - kobieta zaczęła rozważać pozostawienie Londynu, ale nadal miała wątpliwości.
-Po prostu nam zaufaj. - wypowiedziała Lizzy, a brat delikatnie ją szturchnął, na co lekko się uśmiechnęła. Wiedziała, że to złamie mamę. Zawsze umiała ją podejść.
-Nie chodzi o to, że wam nie ufam. Po prostu... - spojrzała na każde z dzieci z ogromną czułością. Może Andrew ma rację. Nie są mali, poradzą sobie. - Napisali kiedy wylot ? - zapytała wzrokiem próbując wyszukać czegoś na kartce.
-Yeah ! - krzyknęła cała czwórka, zadowolona z tego, że dopięli swego.
-Wylot jest w niedzielę 24 czerwca o 9 rano. - oznajmiła kobieta, lustrując kartkę. - Chwila, chwila, przecież to po jutrze. Nie zdążymy.
-Damy radę, nie wpadaj w panikę. Spakujemy się, elektronicznie wszystko załatwimy, popłacimy wszystkie rachunki, a dzieci sobie poradzą prawda ? - ojciec starał się uspokoić Gabriellę, posyłając dzieciom uśmiech.
-No tak, oczywiście. - zapewniała Anne z szerokim uśmiechem na ustach. - Tylko niestety jutro pracuję i krawca, wiec pomogę wam dopiero po południu.
-Właśnie, ja też, bo na 9 idę do kwiaciarni, a później...
-Już jutro odpuść sobie te labolatorium co ? - zapytał ojciec, doskonale wiedząc co Lizzy ma zamiar powiedzieć.
-I obiecaj, że trochę odpuścisz. To jest mój warunek. Inaczej nie lecę. - oświadczyła matka i skrzyżowała ręce na piersiach. Teraz to ona miała ją w garści.
-Mamo ! - oburzyła się, ale widząc minę kobiety, wiedziała, że nie odpuści. - No dobrze, niech będzie. - westchnęła przewracając oczami.
-To my się zbieramy, a wy przemyślcie sobie wszystko. - zaproponował Jason i ruszył w stronę drzwi.
-Dobranoc. - pożegnała się Liz i poszła za bratem, opuszczając dom.
-Wiedziałam, że się uda. - szepnęła Maddy do siostry, a ta posłała jej szeroki uśmiech.


Kochane przepraszam, że tak długo nic nie pisałam. Nie mam na siebie żadnego usprawiedliwienia, prócz mojego lenistwa. Ale wiecie jak to jest. Wakacje, wyjazdy itd. Mam nadzieję, że się nie obrazicie i powyższy rozdział się spodoba. Czekam na Wasze komentarze z niecierpliwością.
Kocham
black.character ♥